Zygmunt Krzystanek
Z DZIEJÓW PARAFII
Kapitan Andrzej Filipowski – najstarszy polski żołnierz tułacz, cz. III
Zapraszamy do przeczytania artykułu
Pana Zygmunta Krzystanka
Artykuł ukazał się w Nr 49 (10/2017) NATANAELA, s. 10
Poprzedni artykuł zakończyłem faktem wydostania się Andrzeja Filipowskiego z łagru w Workucie na podstawie amnestii ogłoszonej w Związku Radzieckim w oparciu o umowę gen. Władysława Sikorskiego z Józefem Stalinem. Rozpoczęło się tworzenie jednostek Wojska Polskiego przez gen. Władysława Andersa, również więzionego od 1939 r. na Łubiance w Moskwie. Na terenie tego kraju znajdowały się setki tysięcy więzionych Polaków, którzy masowo docierali do punktów zbornych, które jednak miały ograniczoną ilość przyjęcia chętnych. Gdy gen. Władysław Anders wreszcie uzyskał zgodę na opuszczenie Związku Radzieckiego – tak jak Mojżesz – mógł wyprowadzić „domu niewoli” tylko 115,5 tys. osób, w tym 78,5 tys. żołnierzy, (w tym tylko 400 oficerów, bo dziesiątki tysięcy już zostało zamordowanych) i 37 tys. cywilów, w tym 18 tys. dzieci. W śród tych obywateli polskich byli nie tylko Polacy, ale również Żydzi, Ukraińcy, Białorusini, Litwini.
Po wkroczeniu do islamskiej Persji, czyli do Iranu, dla tych dzieci, których wiele było sierotami, otwarto 20 polskojęzycznych szkół z internatami. Pochowano tam kilka tysięcy wycieńczonych, schorowanych Polaków, których cmentarze są w Maszchadzie, Isfachanie, Ahwazie i Teheranie. Nie możemy zapominać ile dobra doznaliśmy od innych narodów w okresie wojennym.
Zakończenie wojny Andrzeja Filipowskiego zastało we Włoszech, gdzie przebywał przez kilka lat, obawiając się – słusznie – powrotu do kraju i represji w PRL-u. Jego żona zmarła w czasie okupacji. Poznał tam piękną Włoszkę o imieniu Dżina, czyli Ginerwę Marziali, z którą się ożenił w 1950 r. Następnie przez osiem lat przebywali w Wielkiej Brytanii, potem przez piętnaście lat w USA, w Chicago, gdzie oboje ciężko pracowali, żeby jeszcze powrócić do Włoch i w zakupionym domu osiąść na stałe. Jednak Andrzej ciągle tęsknił za swoją Ojczyzną. Dopiero gdy Polska za sprawą wielkiego ruchu społecznego „Solidarność” odzyskała faktyczną niezależność i niepodległość, po 53 latach tułaczki powrócił do Polski w 1992 r.
Andrzej z żoną pragnęli osiąść w Częstochowie, blisko Czarnej Madonny, jednak nie znaleźli tam odpowiedniego domu. Wybrali więc na miejsce zamieszkania pobliski Myszków. Pan Andrzej wymagał już ciągłej opieki, której udzielała mu żona, a po jej śmierci czynił to syn Wiesław, a gdy i jego zabrakło – córka Krystyna Fluder.
W setną rocznicę urodzin Andrzeja została odprawiona Msza św. dziękczynna w Kaplicy Cudownego Obrazu Jasnogórskiej Królowej Polski z udziałem jego dzieci, wnuków, prawnuków i praprawnuków. Generał Zakonu Paulinów, Ojciec Stanisław Turek w czasie tej uroczystości, w obecności sędziwego Jubilata, podziękował za piękne i godne życie pełne poświęcenia dla Polski. Na tą uroczystość z życzeniami przybyli z Warszawy: płk. Jerzy Kujawa, płk. Zbigniew Dylon, minister Jerzy Woźniak.
Pochodzący z naszej parafii Andrzej Filipowski został Honorowym Obywatelem miasta Myszków. W grudniu 2003 r. został uhonorowany Orderem Polonia Restituta.
7 sierpnia 2004 r. odszedł nawieczną wartę do Stwórcy. W ostatniej ziemskiej posłudze oprócz rodziny, uczestniczył o. prof. dr płk. Eustachy Rakoczy, kapelan polskich formacji niepodległościowych, proboszcz parafii w Myszkowie – Mijaczewie ks. kan. Jan Batorski. Honory oddały poczty sztandarowe Miasta Myszków, Związku Inwalidów Wojennych z Myszkowa, Związku Sybiraków z Częstochowy i Jednostki Wojskowej z Lublina. Chór kościelny odśpiewał ulubioną pieśń Kapitana „Czerwone maki na Monte Cassino”. Pogrzebem na sosnowieckim cmentarzu zakończyła się stu pięcioletnia historia życia żołnierza tułacza kpt. Andrzeja Filipowskiego. Niech te wspomnienia będą wyrazem hołdu naszej społeczności parafialnej dla Niego i dla wszystkich weteranów II wojny światowej z naszej parafii. To ważne szczególnie teraz, gdyż niedawno przeżywaliśmy Dzień Zaduszny. Cześć Ich pamięci!